pomieszczenia, w których zatrzymywali się zesłańcy w drodze na Syberię, po każdym dniu wędrówki. Znajdowały się one 12–30 wiorst od siebie. Katorga. ciężkie, przymusowe roboty połączone z zesłaniem, najczęściej na Syberię, stosowane w carskiej Rosji jako kara dla powstańców, spiskowców i groźnych przestępców. Jeśli szukasz mocnych wrażeń, uwielbiasz aktywnie spędzać czas i nie interesują cię muzea, możesz rozczarować się wyprawą do Biskupina. Jeśli jednak cenisz sobie spokój i leniwy odpoczynek wśród zieleni, powinieneś zainteresować się województwem kujawsko-pomorskim. Z DALA OD MIAST, BLOKÓW I ULIC… Zanim cokolwiek powie się o Biskupinie, należy podkreślić, że przede wszystkim jest to wieś w pełni tego słowa znaczeniu. Nie znajdziemy tu miejskich supermarketów, bloków, ani nawet zbyt wielu samochodów na ulicach. W niepozornym lasku odnajdziemy za to jedyny w swoim rodzaju pomnik historii Polski. Osada związana jest z kulturą łużycką sięgającą ok. XIV w. aż po wczesną epokę żelaza, czyli do ok. V w. Z pewnością Biskupin jest niezwykle ciekawy, gdy weźmiemy pod uwagę okres powstania osady. Będąc na miejscu warto puścić dozę wyobraźni i przenieść się myślami do czasów, kiedy to Biskupin tętnił życiem, a mieszkańcy zajmowali się polowaniami i obroną przed ludami koczowniczymi. Ciekawa jest również sama architektura, imponująca jest brama, która budzi zainteresowanie przyjezdnych. Na uwagę zasługują również stanowiska mieszkalne, które są bardzo dobrze zrekonstruowane i świetnie oddają życie w tamtym okresie. „Pokoje” w niczym nie przypominają tych nam znanych, są niewielkie i zapewne nie żyło się w nich wygodnie. Osada składała się ze 106 domostw, których przeciętne wymiary wynosiły ok. 8 x 10m. A OKOLICE BISKUPINA? Sporym atutem tego miejsca jest pobliskie Jezioro Biskupińskie, które nie tylko wzbogaca panoramę, ale także oferuje rejsy statkiem. Wycieczka po jeziorze z pewnością umili nam czas. Można powiedzieć, że niemalże każdy z nas miał kiedyś styczność z osadą w Biskupinie, chociażby na lekcjach historii, w związku z czym każdy mniej więcej kojarzy jak wygląda stanowisko. Biskupin nie jest tętniącym życiem centrum turystycznym, ukryty jest w lesie, blisko drogi, wokół nie ma sklepów, ani barów. Biskupin można potraktować jako swoistego rodzaju wycieczkę fakultatywną, bądź biwak, który pozwoli nam odpocząć od głośnego miasta. Krótko mówiąc, jest to świetne miejsce dla spragnionych spokoju. Jeśli jednak od zawsze marzyliśmy o podróży w czasie, a Biskupin od zawsze stanowił cel naszej podróży, powinniśmy odwiedzić to miejsce, zwłaszcza, że w odległości kilku kilometrów jest sporo atrakcji – potrzebny będzie jedynie samochód, bądź rower. Skoro już o środkach lokomocji mowa, warto wyróżnić kolejkę wąskotorową w pobliskim Żninie, która umila czas turystom, przewożąc ich po okolicznych miejscowościach. Po drodze miniemy Wenecję, położoną między trzema jeziorami. W Wenecji uwagę przyciągają ruiny zamku z XIV wieku oraz Muzeum Kolei Wąskotorowej. Kolejka mija także Biskupin i Gąsawę. Do atrakcji zaliczyć należy także odbywający się rokrocznie festyn archeologiczny w Biskupinie, zabytkowy Kościół Św. Mikołaja w Gąsawie, pomnik upamiętniający śmierć Leszka Białego raz dworki w Marcinkowie Dolnym i Górnym. Okolice Biskupina bogate są w jeziora i choćby dla nich warto tu przyjechać. Panoramy są naprawdę błogie: zielone łąki, jeziora, lasy. Nie można również zapominać o Gnieźnie, które znajduje się niedaleko. Tutaj jak wiadomo atrakcji nie brakuje! PRAKTYCZNE WSKAZÓWKI Zobacz informacje na temat dni i godzin otwarcia oraz cen biletów. W muzeum organizowanych jest wiele wydarzeń kulturalnych (min. festyny archeologiczne, turnieje łucznicze, plenery ceramiczne), a także lekcje muzealne lepienia naczyń, wyrobu paciorków, tkania i przędzenia, życia codziennego mieszkańców Biskupina i inne. Informacje na temat wydarzeń i lekcji można znaleźć na stronie www Osady. Społeczeństwo Spartan opierało się na zawodowych żołnierzach‑obywatelach. Mieszkańcy podbitych przez Spartan terenów, zwani helotami, zostali pozbawieni praw i otrzymali status państwowych niewolników. Ich ziemie zostały rozdzielone pomiędzy Spartan, ale to heloci nadal ją uprawiali i regularnie przekazywali swoim panom zbiory.
Choć tętnił życiem przez niespełna wiek, 80 lat po odkryciu biskupiński gród to wciąż najcenniejsza pamiątka po dawnych mieszkańcach ziem polskich. Była zima 738 roku Od kilku lat klimat stawał się surowszy, a mrozy coraz bardziej dokuczały okolicznym plemionom, które nauka wiele wieków później nazwie przedstawicielami kultury łużyckiej. Nie byli ani pierwszymi, ani ostatnimi mieszkańcami tych ziem – badania wykazały, że intensywnie zasiedlano je na przestrzeni historii dziewięciokrotnie. Nie wiemy, skąd przyszli, możemy przypuszczać, że polowali i gospodarowali w okolicznych lasach już od jakiegoś czasu. Tamtej zimy, według ustaleń ostatniego pokolenia badaczy, prace przy budowie mającego dać im schronienie grodu na torfowej łące Półwyspu Biskupińskiego trwały już na całego. Wykorzystali budulec, którego mieli pod dostatkiem – kilkudziesięcioletnie dęby i sosny. Wycinali drzewa rosnące blisko jeziora, w którym lustro wody było na poziomie zbliżonym do dzisiejszego, a na podmokły półwysep transportowali je wodą lub po lodzie. Budowa trwała raptem kilka lat – tyle, co wznoszenie współczesnych drapaczy chmur. Spacery wiejskiego nauczyciela Jeśli wyobrazimy sobie, że dawniej okolice Biskupina były terenem dużo gęściej zalesionym niż dziś, jasnym się staje, dlaczego gród wybudowano właśnie tutaj. Jadąc drogą wzdłuż kolejki wąskotorowej, której sieć oplata Żnin i okolice, zrekonstruowane wały widać dopiero z perspektywy morenowego wzniesienia kilkaset metrów przed miejscowością. Głównie za sprawą zwiedzających je turystów – ich kolorowe sylwetki migają między drzewami. Wieki temu pozbawiony podobnego zainteresowania gród skrywał się za leśną kurtyną na tyle skutecznie, że z oddali trudno było ustalić jego położenie. Tak było aż do czasu, gdy wilgotniejący klimat spowodował podniesienie się poziomu wody w jeziorze. Opuszczone zabudowania zostały zatopione i dzięki konserwującym właściwościom torfu na tysiąclecia zniknęły z pola widzenia. Wiosną 1932 r. pogłębiono rzeczkę Gąsawkę, obniżając poziom wody w Jeziorze Biskupińskim o kilkadziesiąt centymetrów. Kilka miesięcy później do Biskupina trafił Walenty Szwajcer, 25-letni nauczyciel stopnia podstawowego. Jak sam twierdził – trochę na zesłanie; miał uczyć 75 dzieci w tutejszej wiejskiej szkole. 1 września, po uroczystości rozpoczęcia roku szkolnego, jeden z uczniów zabrał go na półwysep. Miejsce spodobało mi się bardzo, więc prawie codziennie odwiedzałem je w czasie popołudniowych spacerów. Na początku moją uwagę zwróciły duże fragmenty ceramiki na kretowiskach oraz wymyte przez wodę na brzegu jeziora. Któregoś dnia zauważyłem sterczące w trzcinie drewniane pale. Jak się później okazało, były one szczątkami falochronu – wspominał Wiesławowi Zajączkowskiemu w wywiadzie rzece Biskupin i jego odkrywca. Prawdę mówiąc, o tym, że nad jeziorem coś jest zakopane, wiedziano już wcześniej. Sugerowały to przypadkowe fragmenty ceramiki i kawałki drewna. Poznański profesor Józef Kostrzewski przyjechał do Biskupina w latach 20., jednak wpadły mu wówczas w oko jedynie fragmenty wczesnośredniowiecznych naczyń. Wrócił na prośbę Szwajcera, który początkowo nie wiedział, jak duże znaczenie może mieć jego znalezisko. Zamierzał je skatalogować, a dopiero potem zawiadomić archeologów. Jego plany pokrzyżował właściciel łąki, który na wiosnę 1933 r. zaczął kopać torf, równocześnie rąbiąc dębowe belki leżące płytko w ziemi. Znajdowane przedmioty z brązu usiłował sprzedać u jubilera Pod okiem władzy . Siatka ulic wewnątrz grodu zapewniała taki sam dostęp do każdej z chat. Ulicami poprzecznymi jechało się w jedną stronę, ruch w drugim kierunku odbywał się po biegnącej u stóp wału 417-metrowej obwodnicy. (Fot. Andrzej Kryza) Szczęście Biskupina Właściwie całe szczęście Biskupina polegało na tym, że został odkryty jako pierwszy. W okolicy było bowiem więcej tego typu grodów. Gdyby Szwajcer na cel spacerów wybrał pobliskie Sobiejuchy lub Izdebno, pewnie to któreś z nich stałoby się wizytówką polskiej archeologii. – W Sobiejuchach jest tego prastarego drewna mniej, ale Izdebno to niemal bliźniaczy gród, który zachował się w rewelacyjnym stanie – mówi Anna Grossman z Muzeum Archeologicznego w Biskupinie, jedna z niewielu osób, które do dziś zawodowo zajmują się Biskupinem. – W okolicach nie ma śladów poważniejszych walk, ale wał i jedna tylko brama wskazują, że grody na pewno pełniły funkcje obronne, choć być może tylko w teorii. Prawdopodobnie były też faktoriami na szlaku handlowym. W tamtych czasach transport odbywał się głównie drogą wodną w dłubankach drążonych z jednego pnia. Połączenie Jeziora Biskupińskiego Gąsawką z sąsiednimi jeziorami otwierało dalsze drogi komunikacyjne – Notecią do Warty i dalej do Odry i Bałtyku. W czasach, gdy powstawały grody typu biskupińskiego, Europa przeżywała demograficzną eksplozję. Na teren dzisiejszych Pałuk coraz odważniej wchodziła tzw. kultura halsztacka sąsiadująca od południowego zachodu z łużycką. – Badania prowadzone przy okazji budowy autostrad dowodzą, że trochę dalej, na Dolnym Śląsku to już nawet nie była strefa oddziaływań halsztackich, a wręcz wschodnia prowincja tej kultury – mówi Grossman. Coraz większa populacja wymuszała inną organizację. Sięgnięto po struktury, które wywodziły się ze środkowej Europy. Bo choć idea protomiejskich założeń przyszła z południa, ze świata egejskiego, to do nas trafiła właśnie przez ośrodek środkowoeuropejski. A więc grupy wchodzące na nowe ziemie sięgały po struktury, które już znały, i adaptowały je w nowym środowisku. To nie był zbrojny podbój, ale ekspansja drogą asymilacji i przekształceń. Tak powstało kilka podobnych grodów. Centralny plac wyłożony gałęziami, które przykryto warstwą ubitej gliny, mógł pomieścić wszystkich dorosłych mieszkańców osady. Rekonstrukcja bramy i dwóch rzędów chat przywróciła do życia i ów rynek. (Fot. Miron Bogacki/ Biskupin stał się archeologiczną sensacją, a na wykopaliska, które wkrótce ruszyły pod okiem prof. Kostrzewskiego i jego asystenta Zdzisława Rajewskiego, przyjeżdżali przedstawiciele władz państwowych i kościelnych: prymas August Hlond, marszałek Edward Rydz-Śmigły i prezydent Ignacy Mościcki. Polskie wykopaliska trwały kilkadziesiąt lat z przerwą na wojnę, podczas której przez trzy sezony badania prowadzili archeolodzy niemieccy. Zakończono je ostatecznie w 1974 r. Wody jeziora, które przed trzema tysiącami lat przyniosły osadzie zgubę, na dłuższą metę zapewniły jej przetrwanie. Wilgoć zakonserwowała drewno i zamieniła je w „twarde dyski” pełne informacji o klimacie i roślinności Pałuk, samym grodzie oraz zamieszkującej go ludności. Dzięki niemu o Biskupinie wiemy dziś tak wiele. Pozwoliło nam zrekonstruować osadę lub – jak mówi żartobliwie Grossman – pradziejowe blokowisko. W Biskupinie stoją dziś dwa rzędy chat, fragmenty wału obronnego z falochronem, brama i most. To, jak wyglądał gród w całości, pokazują liczne makiety. – Fenomen tutejszych grodów polega na tym, że powstały tak, jakby zaprojektowali je współcześni architekt z urbanistą – tłumaczy. – Była ulica okrężna, do której dochodziły ulice poprzeczne, jednokierunkowe. Miały szerokość typowego wozu z tamtego okresu. Precyzja była niesłychana. Ulice były równoległe, ale nie idealnie proste – lekki łuk powodował, że do wszystkich wejść położonych wzdłuż nich chat słońce docierało i zachodziło dokładnie w tym samym momencie! Mezolit – ok. 5600 r. Obozowisko nad brzegiem jeziora w środkowej epoce kamienia. (Rys. Michał Adamczyk 1997 (wg koncepcji D. Piotrowskiej).© Muzeum Archeologiczne w Biskupinie) Każdemu po równo Same chaty też były zresztą identycznie rozplanowane. Stały w ciągach, jedna obok drugiej, ze wspólnymi ścianami szczytowymi, co pozwalało oszczędzać budulec. Grząskie podłoże, na którym wyrosło osiedle, wymagało odpowiednich rozwiązań konstrukcyjnych. Technika sumikowo-łątkowa (w wydrążone w pionowych słupach łątki wsuwane są poziomie pale zwane sumikami) umożliwiała po pierwsze wznoszenie budynków o dowolnych rozmiarach, a po drugiej – łatwe dobudowywanie nowych elementów czy naprawianie uszkodzonych. W Biskupinie panował pełen egalitaryzm. Każda rodzina miała do dyspozycji ponad 70 m2, w tym obszerną izbę, pomieszczenie gospodarcze na sprzęt i dla zwierząt oraz położone na podniesieniu ogromne legowisko. To dużo, choć trzeba pamiętać, że ówczesne rodziny były wielopokoleniowe. Duża umieralność dzieci i kobiet w połogu powodowały jednak, że w jednej chacie nie mieszkało zwykle więcej niż osiem, dziesięć osób. Cała osada liczyła prawdopodobnie ok. 800 mieszkańców. Plus zwierzęta, o wiele bardziej wytrzymałe i odporne na temperaturę od ich dzisiejszych kuzynów. Hodowano owce, półdzikie świnie, koniki i bydło. Nie było jednak zagród, stodół, chlewów, a jedynie kilkumetrowe pomieszczenie w każdej z chat. – To był zupełnie inny sposób chowu zwierząt niż dziś – mówi Grossman. – Za przykład niech posłuży miejscowość Zgon na Mazurach. Dawnej późną jesienią zganiano tam bydło z okolicy, wybierano najsilniejsze osobniki, a resztę zabijano, by było co jeść zimą. W Biskupinie mogło być podobnie. Wybrane sztuki zimowały wśród ludzi w chatach, pozostałe przeznaczano do spożycia, a na wiosnę stada odnawiano. Gród powstał głównie po to, by zapewnić ludziom schronienie na długie zimowe miesiące. – Przed naporem fal i kry gnanych silnymi północno-zachodnimi wiatrami, które tu przeważają, chroniła dodatkowa konstrukcja złożona z dębowych pali wbitych ukośnie w dno jeziora. Drewniane chaty szybko się nagrzewały, co zresztą łatwo sprawdzić i dziś. – Któregoś roku w listopadzie po konferencji naukowej zebraliśmy się z kolegami w jednej z chat, nie do końca uszczelnionej. Zamknęliśmy drzwi z plecionki i rozpaliliśmy ognisko. Choć na dworze był przymrozek, po kwadransie zrobiło się już tak ciepło, że zdejmowaliśmy kurtki – opowiada Grossman. W latach 90. przeprowadzano zresztą podobne eksperymenty: 24-godzinne grzanie kamieni w palenisku podnosiło temperaturę w środku nawet do 14OC. Przetrwanie mroźnej zimy w grodzie było więc łatwiejsze niż na terenie otwartym. Tym bardziej, że chaty mogły być pełne zapasów. Okolice obsiewano czterema gatunkami pszenicy: płaskórką, orkiszem, zwyczajną i drobnoziarnistą, a także prosem i jęczmieniem. Znano rośliny strączkowe: soczewicę, bób, groch, a także rzepę i len, które uzupełniano owocami i grzybami z pobliskich lasów. Z czasem tych lasów było coraz mniej – karczowano je pod uprawy, co oczywiście zmniejszało udział dziczyzny na biskupińskich stołach. Do polowań używano oszczepów i łuków z kościanymi lub brązowymi grotami strzał. Początek epoki żelaza – połowa VIII w. Narada starszyzny w osadzie obronnej. (Rys. Michał Adamczyk 1997 (wg koncepcji A. Grossman). © Muzeum Archeologiczne w Biskupinie) Na łasce żywiołów Wykorzystując środowisko, mieszkańcy Biskupina często przegrywali jednak z naturą. Śladów pożarów jest tu bez liku. Przy gęstej drewnianej zabudowie ogrzewanej ogniem nie mogło być zresztą inaczej. Gród płonął i był odbudowywany. Gdy część najstarszego osiedla po blisko 40 latach istnienia spłonęła, odtworzono ją głównie z sosny (dębowe lasy nie zdążyły się zregenerować) w nieco zmienionej formie: domy były mniejsze, a wał obronny węższy i nie tak rozległy jak pierwotnie. Powodzie i kolejne pożary niszczyły zabudowę. Po około 30 latach odbudowano już tylko otwartą osadę w najwyższej części półwyspu, który powoli stawał się wyspą. Szybki wzrost poziomu wody w jeziorze spowodował, że biskupinianom zaczęło brakować gruntu pod nogami. Bo to nie ogień ani najeźdźca doprowadziły gród do upadku, ale woda. – Północna część półwyspu, położona najniżej, była zalewana najczęściej – mówi Grossman. – Mieszkańcy mocno jednak walczyli o swoje. Zakładali drugą podłogę, podnosili poziom ulic. Widać starania, by ten gród utrzymać. Z czasem zatopiona została zresztą nie tylko osada, ale i sąsiednie pola uprawne i łąki. Tym samym dalsze życie w bezpośrednim sąsiedztwie Jeziora Biskupińskiego stało się niemożliwe. Surowy klimat nie sprzyjał zakładaniu nowych tak dużych osad, które stawały się trudne do aprowizacji. Kolejny raz półwysep zamieszkany został dopiero cztery wieki później przez inne plemiona. I choć w dalszej przyszłości osady powstały tu w okresie rzymskim i wczesnośredniowiecznym, żadna nie miała dawnego rozmachu. Po II wojnie światowej stanowisko archeologiczne w Biskupinie wciąż było oczkiem w głowie władz, tym razem PRL-owskich. Badania z lat 50. stanowiły przygotowania do obchodów tysiąclecia państwa polskiego. Ważniejsze od osady z końca epoki brązu było jednak dla propagandy osadnictwo piastowskie, a do Gniezna było stąd blisko. Biskupin łużycki przestał mieć pierwszorzędne znaczenie. Około X–XI w. Wojowie przed wczesnośredniowiecznym gródkiem. (Rys. Michał Adamczyk 1997 (wg koncepcji W. Piotrowskiego). © Muzeum Archeologiczne w Biskupinie, Repro Gród na emeryturze Z dzisiejszej perspektywy nie ma wątpliwości, że to właśnie gród z przełomu epok brązu i żelaza był jednym z najważniejszych zjawisk w pradziejach Pałuk. Biskupin jest dziś częścią województwa kujawsko-pomorskiego, choć historycznie bliżej mu do Wielkopolski. Pieczę nad pozostałościami grodu sprawują pracownicy powołanego w 2000 roku Muzeum Archeologicznego w Biskupinie. Nauka z tutejszych badań wycisnęła już wiele. Podczas wykopalisk testowano nowe metody badawcze, wyszkolono też pokolenie przyszłych kadr naukowych. Studenci zaliczali tu obowiązkowe praktyki. Prof. Bogdan Balcer z PAN w monografii badaczy Biskupina wspomina: Szereg osób traktowało pracę w Biskupinie jako rodzaj pańszczyzny. Wyjazd do Biskupina był jednak bardzo atrakcyjny (...). Zachętą była dobra kuchnia, biesiady, urocze gawędy prof. Rajewskiego, tańce i swawole w baraku ekspedycji, bliskość jeziora i piękne otoczenie w postaci Pałuk, ballady i romanse w tym terenie, w wyniku których zawiązało się kilka par małżeńskich. Pałuki mają dziś niewielkie znaczenie gospodarcze – ponad 60 proc. powierzchni zajmują użytki rolne. Częściowo zrekonstruowane łużyckie blokowisko żyje w symbiozie z jeziorem – Gąsawka jest uregulowana, zamiast dłubanek pływają nią kajaki, a za 6 zł turystów w rejs zabiera stateczek. O tym, do kogo należy ostatnie słowo, przypomina jednak zalany wodą północny skraj półwyspu – w czasach najstarszego osiedla też zabudowany. Drążone w pniach dłubanki to najstarszy pomysł człowieka na łódź. Używały ich zresztą nie tylko ludy pradziejowej Europy, ale choćby i rodowici mieszkańcy Ameryk. W Biskupinie służyły do transportu towarów. (Fot. Andrzej Kryza) Warto wiedzieć: Szczęście Biskupina polegało na tym, że został odkryty jako pierwszy. Gdyby Szwajcer na cel spacerów wybrał Sobiejuchy lub Izdebno, pewnie któreś z nich stałoby się wizytówką polskiej archeologii. Śladów pożarów jest tu bez liku. Przy tak gęstej drewnianej zabudowie ogrzewanej ogniem nie mogło być zresztą inaczej. Gród wielokrotnie płonął i był odbudowywany. Gród w oblężeniu Do rezerwatu archeologicznego przy muzeum w Biskupinie trafia co roku ponad 200 tys. turystów. Większość z nich to grupy szkolne, głównie z okolicznych województw, które zjeżdżają w sezonie od maja do października. Wyjątkiem od tej reguły jest wrzesień, kiedy za sprawą festynu archeologicznego gród codziennie wypełnia się tysiącami ludzi. Pierwsze pokazy rekonstrukcyjne zorganizowano w biskupińskim rezerwacie w 1985 r. Prezentowano na nich rzemiosła takie jak obróbka skór, ciesiołka, tkactwo czy garncarstwo. Dziesięć lat później zamieniły się one w duży festyn organizowany do dziś. Wzór przyszedł z zachodniej Europy, gdzie podobne imprezy były znane jeszcze wcześniej. Co roku Biskupin przygląda się innej epoce w dziejach. Choć na pierwszy rzut oka starożytny Egipt czy wikingowie nijak się mają do tutejszych odkryć, wszystkie prezentowano podczas festynu. W tym roku, z okazji okrągłej rocznicy odkrycia grodu, organizatorzy chcą wrócić do źródeł. – Impreza odbędzie się w trochę zmienionej formie, w oderwaniu od okresu chronologicznego, konkretnej kultury czy etnosu. Tematem będzie archeologia jako zawód, pasja – zapowiada Anna Grossman, która wraz z innymi archeologami od samego początku współorganizuje festyn. Termin tegorocznej imprezy: 14–22 września.
Mieszkańcy :-chłopi zajmowali się rolnictwem i hodowlą zwierząt, - wojowie strzegli granic państwa, uczestniczyli w wyprawach wojennych - gdy nie było wojen to wojowie ćwiczyli umiejętności wojenne np. strzelanie do celu - ludność służebna pracowała na potrzeby grodu np. wytwarzała narzędzia, ubrania, broń

W Biskupinie leżącym na trasie nr 5 z Poznania do Bydgoszczy znajduje się bardzo ciekawa atrakcja - zrekonstruowany gród biskupiński, położony na półwyspie wrzynającym się w Jezioro Biskupińskie. Na jego terenie powstało Muzeum Archeologiczne - bardzo licznie przyciągające turystów. Wiedzie tędy Szlak Piastowski. Fragmenty prehistorycznego grodu odnalazł tu przypadkowo miejscowy nauczyciel - Walenty Szwajcer, w efekcie czego miejsce to stało się jednym z najbardziej znanych rezerwatów archeologicznych w Polsce, gdzie nieustannie prowadzi się intensywne badania naukowe. Biskupin Gród w Biskupinie Festyn Archeologiczny Godziny otwarcia i informacje praktyczne Adres Gdzie spać? Mapa z zaznaczonymi atrakcjami Gród w Biskupinie Osada, której zrekonstruowany fragment dzisiaj dostępny jest dla turystów, powstała prawdopodobnie około 700 lat Była to owalna osada założona na niewielkiej wyspie, otoczona drewniano-ziemnym wałem obronnym o wysokości około 6 m, ponad którym górowała wieża strażnicza z bramą wjazdową. W pobliżu tej bramy mieścił się główny plac - miejsce zebrań i targów. Dalej stały drewniane chaty ustawione w rzędach. Każdy rząd budynków pokrywał wspólny dach, pokryty trzciną. Wnętrze domów dzieliło się na dwie części - izbę główną z paleniskiem i łożem dla całej rodziny oraz przedsionek dla zwierząt. Biskupin W biskupińskim grodzie żyło około 600-800 mieszkańców, którzy trudnili się głównie uprawą roli, hodowlą zwierząt i rzemiosłem - tkactwem, garncarstwem, odlewami z brązu i żelaza, ale również myślistwem, rybołówstwem czy zbieractwem. Ponadto hodowano konie, bydło, kozy, owce, świnie, z zagrodach były też psy. Dziś zrekonstruowaną osadę w Biskupinie można podziwiać jadąc przez Pałuki Ciuchcią Żnińską. Festyn Archeologiczny Od kilkunastu lat we wrześniu na terenie Grodu w Biskupinie Muzeum organizuje niezwykle ciekawy Festyn Archeologiczny. Trwa on około tygodnia i odbywają się tu wówczas niezwykle ciekawe imprezy z atrakcjami dla dzieci i prelekcjami. Na Festynie zobaczyć można dzieła rękodzielników oraz interesujące wystawy tematyczne. Animatorzy prowadzą też konkursy dla dzieci i młodzieży. W każdym roku Festynowi przyświeca inne motto, np. Polska Piastów czy Bogowie Wojny. Warto odwiedzić Biskupin szczególnie podczas barwnego Festynu. Biskupin Godziny otwarcia i informacje praktyczne poniedziałek: 09:00–16:00wtorek: 09:00–16:00środa: 09:00–16:00czwartek: 09:00–16:00piątek: 09:00–16:00sobota: 09:00–16:00niedziela: 09:00–16:00 Adres Gród w Biskupinie - Muzeum Archeologiczne Biskupin 17, Gąsawa tel. 52/ 302-50-55 GPS: 52°47'19N, 17°44'41E Biskupin noclegi Biskupin to zdecydowanie interesujące miejsce, do którego warto się wybrać. Klikając w ten link znajdziesz noclegi w tym miejscu. Możesz również skorzystać z wyszukiwarki noclegów znajdującej się poniżej. Zamawiając nocleg za naszym pośrednictwem wspierasz nas, za co z góry dziękujemy! Mapa z zaznaczonymi atrakcjami Zapisz się do newslettera! Zostaw swój email, a będziesz otrzymywać informacje o ciekawych miejscach w Polsce. Nikomu nie dajemy Twojego maila! Zapisując się do newslettera oświadczasz, że zgadzasz się na przetwarzanie danych osobowych w celu otrzymywania maili z naszego portalu i z postanowieniami regulaminu i polityką prywatności Jeżeli chcesz wypisać się z newslettera kliknij w ten link

1980. na 4. sesji. ↑ Oficjalna nazwa wpisana na listę UNESCO. Rzym ⓘ Rzym ( wł. Roma, łac. Roma) – stolica i największe miasto Włoch, położone w środkowej części kraju nad rzeką Tyber i Morzem Śródziemnym, zarazem stolica regionu administracyjno-historycznego Lacjum ( Lazio ).
Mieszkańcy Biskupina zajmowali się uprawą ziemi. Posługiwali się przy tym motykami z drewna i z rogu jelenia. Do ścinania zboża używali sierpów wykonywanych z brązu i żelaza. Hodowali także domowe zwierzęta, jak: krowy, świnie, owce, konie i kozy. Mężczyźni polowali także na dzikie zwierzęta, jak: jelenie, dziki, zające, kaczki, niedźwiedzie. Odżywiali się także leśnymi owocami, zwłaszcza jagodami i grzybami, wykorzystywali pszczeli miód. Zbierali także zioła, z których przyrządzali leki. Głównymi zajęciami kobiet osady było lepienie garnków z gliny, gotowanie, wypiekanie chleba. Wykorzystywały len i wełnę, przędły je i wyrabiały ubrania. Stopniowo przygotowywały się do dorosłego życia, ucząc się przyrządzania posiłków, zwłaszcza dziewczęta, zaś chłopcy – posługiwania się bronią i polowania.
Tak rozpoczyna się miejska historia Słupska. Zanim jednak do tego doszło musiało upłynąć blisko 300 lat od wybudowania pierwszego grodziska w zakolu rzeki. Czym zajmowali się Górne menu Zawartość Logowanie Stopka Szkoła Podstawowa im. Jana Pawła II w Prusinowicach Polski (Polish) + - LogowanieSzkoła Podstawowa im. Jana Pawła II w PrusinowicachStrona głównaAktualnościDeklaracja dostępnościLaboratoria przyszłościO szkole
Czym zajmowali się mieszkańcy Grecji . ? ( Historia klasy 5 . ; ) ) 2010-11-07 15:46:07; Czym zajmowali się mieszkańcy wsi w średniowieczu? 2013-04-18 18:56:05; Opowiedz, czym zajmowali się mieszkańcy osad neolitycznych? 2011-09-20 20:55:22; Czym zajmowali się mieszkańcy Biskupina? 2010-03-27 11:45:08
„Twaróg jak od babci”, „Żuławiak”, „Matołek”, „Handkase” czy „Twarożyc” to tylko niektóre sery wytwarzane przez wrocławską „Serotoninę – wrocławskie sery rzemieślnicze”. To niewielka serowarnia, którą założyło młode małżeństwo – Paulina i Andrzej Sawiccy. Warzymy sery z mleka koziego i krowiego. Robimy to metodą tradycyjną. Jednak reprezentujemy nowe pokolenie, więc staramy się to trochę unowocześniać. Mamy dość obszerną gamę produktów. Są to twarogi, sery twarde, dojrzewające, różnego rodzaju tapasy marynowane w oleju, ale też deserki serowe na słodko. W sumie kilkanaście rodzajów. Do nadania im smaku i aromatu często używamy świeżych ziół, orzechów lub ziaren. Natomiast nie używamy sztucznych polepszaczy. W naszej ofercie na stałe zagościły również inne produkty nabiałowe, jak masło, maślanka, śmietana czy jogurty. Pandemia pomogła podjąć decyzję Jak opowiada Paulina Sawicka wszystko zaczęło się w 2019 roku, przed ich ślubem. Podczas wieczoru kawalerskiego mój mąż dostał w prezencie od kolegów kilkudniowy kurs domowego wytwarzania sera. Gdy był na miejscu, dzwonił do mnie zachwycony. Twierdził, że jest to coś wspaniałego i że się przy tym relaksuje. Potem wrócił do swojej dawnej pracy, jednak robił sery dla rodziny i przyjaciół. Dopiero gdy wybuchła pandemia podjęliśmy decyzję, że trzeba wszystko postawić na jedną kartę i zaczęliśmy myśleć o tym, żeby otworzyć swój biznes serowy. I tak to się właśnie zaczęło. Paulina Sawicka, właścicielka Serotoniny Wszelkie inwestycje związane z otwarciem manufaktury państwo Sawiccy pokryli z własnych środków. Zanim zaczęliśmy działalność wszyscy nam mówili, że na produkcję serów na pewno dostaniemy duże dofinansowanie. Tymczasem nie udało się pozyskać żadnych środków, nawet na początek. Akurat wybuchła pandemia i wszystkie pieniądze z urzędu pracy, szły na tarcze pomocowe. Z kolei fundusze unijne przeznaczone na taką działalność jak nasza, ukierunkowane są wyłącznie dla rolników i przedsiębiorców mieszkających na terenach wiejskich. Andrzej Sawicki „Serotonina” wyprodukowała pierwsze sery na Szczepinie w styczniu 2021 roku, a miesiąc później otwarty został sklepik. Wcześniej Andrzej był barmanem i menadżerem restauracji. Natomiast Paulina studiowała stosunki międzynarodowe, a później przez wiele lat pracowała w banku. Teraz serowarstwo pochłonęło ich całkowicie. Stało się dla nich nie tylko pracą, ale również prawdziwą pasją. Dla okolicznych mieszkańców są dobrym sąsiadem Wiele osób odwiedzających sklep przy ul. Słubickiej jest zdziwionych, że rzemieślnicze sery są warzone za ścianą, w samym sercu Wrocławia. Od początku wiedzieliśmy, że chcemy prowadzić naszą działalność w mieście, we Wrocławiu. Gdy poszukiwaliśmy miejsca na naszą manufakturę, zależało nam, aby było ono blisko centrum i naszego domu. Już wcześniej mieszkałam na Szczepinie i bardzo lubiłam tę dzielnicę. Dlatego uznaliśmy, że będzie to doba lokalizacja. Jak się okazało, zostaliśmy tu bardzo dobrze przyjęci przez okolicznych mieszkańców. Już się do nas przekonali i traktują nas jak sąsiada. Więc potwierdziło się, że to była bardzo dobra decyzja. Paulina Sawicka Klientami sklepu na Słubickiej są przede wszystkim okoliczni mieszkańcy. Jednak właściciele „Serotoniny” starają się, aby ich produkty pojawiały się w różnych częściach Wrocławia. Po sery przyjeżdżają też właściciele sklepów z Oporowa, Ołtaszyna, Śródmieścia czy Biskupina. To najczęściej osoby świadome znaczenia dobrego odżywiania. Wyroby „Serotoniny” można też zamówić z dowozem do domu. Wszystko zaczyna się od mleka Jak twierdzi Andrzej Sawicki, mleko to bazowy i najważniejszy surowiec przy produkcji serów. Od niego zależy jakość sera i to ono sprawia, że jest to naprawdę zdrowa, jakościowa żywność. Dlatego mleko pozyskujemy od małych lokalnych gospodarzy. Są to zaprzyjaźnieni z nami rolnicy - bracia z okolic Gostynia. Przywożą nam zarówno mleko kozie, jak i krowie. Średnio 3-4 razy w tygodniu. Łącznie jest to nawet 1500 litrów tygodniowo. Dostawy regulujemy na bieżąco, w zależności od potrzeb. Andrzej Sawicki Mleko, które przyjeżdża do „Serotoniny”, jest od razu przerabiane na sery i inne produkty nabiałowe. Ceny naszych serów są zbliżone do cen innych serów rzemieślniczych. Czasami nieco niższe. Natomiast trudno je porównywać z tymi marketowymi. Często się zastanawiamy, jak to możliwe, że w marketach sprzedają goudę po 19,90 zł za kg podczas, gdy na wyprodukowanie jednego kilograma potrzeba 10 litrów mleka, które kosztuje ponad 2 zł. A gdzie koszty produkcji, dojrzewanie, logistyka czy sprzedaż? Dlatego aż się boimy pomyśleć, co musi zawierać w sobie taka gouda. Paulina Sawicka Odkryte rodzinne tradycje serowarskie Podstawowej produkcji serów pan Andrzej nauczył się na kursie, który sprezentowali mu koledzy, a potem swoje umiejętności doskonalił pod okiem profesjonalnego serowara. Obecnie wiele serów wytwarzanych w „Serotoninie” powstaje na bazie jego autorskich receptur. Okazało się nawet, że moja rodzina posiada tradycje serowarskie, o czym nie wiedziałem zanim zacząłem się zajmować produkcją serów. Tato i dziadek mojej babci zajmowali się tym jeszcze przed wojną. Andrzej Sawicki Największą popularnością cieszy się „Twaróg jak od babci”. Pan Andrzej chciał zrobić taki twaróg dla swojej 94-letniej babci, jaki ona pamiętała z młodości. Było to dość duże wyzwanie. Długo trwały próby, ale w końcu się udało. Coraz lepiej sprzedają się także sery kozie, ponieważ są bardzo delikatne. Osoby, które pamiętają ich specyficzny, niekoniecznie przyjemny aromat, są mile zaskoczone, że te z „Serotoniny” go nie posiadają i przekonują się do nich. Nie chcą zdobywać świata, ale lokalny rynek Właścicielom „Serotoniny” zależy na tym, aby ich sery były jak najwyższej jakości i doceniane przez lokalnych odbiorców. Już rozpoczynając swoją działalność zakładali, że skupią się przede wszystkim na lokalnym rynku. Swoje wyroby prezentują też poza Wrocławiem, jednak ograniczają się głównie do Dolnego Śląska. W weekendy sprzedają swoje sery na ekobazarkach niedaleko Smolca oraz koło Lubina. „Serotonina” uzyskała certyfikat „Top Produktu” dla niektórych swoich serów. Potwierdza on najwyższą jakość wyrobów spożywczych. Jeden z serów otrzymał także wyróżnienie w ramach eliminacji do nagrody honorowej „Perła 2021”, która jest wręczana podczas Targów Smaki Regionów. Raczej nie bierzemy udziału w konkursach. Bardziej nas interesuje to, aby robić dobry ser i dawać ludziom wysokiej jakości produkt, niż ubiegać się o wyróżnienia. Największą nagrodą są dla nas zadowoleni klienci, którzy do nas wracają. Jest ich coraz więcej i to nas ogromnie cieszy. Andrzej Sawicki Asortyment „Serotoniny” zmienia się co pół roku. Już 6. i 7. maja jej właściciele zapraszają na degustację nowego serowego menu w sklepiku przy serowarni na ul. Słubickiej 20c. Czy wiesz, że… Produkcja twarogu trwa minimum 48 godzin. A ser dojrzewający może potrzebować nawet kilku lat, aby trafić na stół.
6YsKzWD. 15 228 186 300 422 75 146 81 201

czym zajmowali się mieszkańcy biskupina